Archiwa tagu: aparat analogowy

Przechodniem byłem między wami

©KonradSiuda
©KonradSiuda
©KonradSiuda
©KonradSiuda
©KonradSiuda
©KonradSiuda
©KonradSiuda
©KonradSiuda
©KonradSiuda
©KonradSiuda
©KonradSiuda
©KonradSiuda
©KonradSiuda
©KonradSiuda

Muzeum Sztuki Współczesnej i małżonka moja szanowna. I ludzie chodzą, przechodzą, zaglądają. Bawi mnie jak prosto można zawłaszczyć przestrzeń. Wchodzisz, siadasz i każdy inny kto wchodzi do pomieszczenia zachowuje się jakby wszedł do zajętej  toalety. Nie mówi nic, ale wycofuje się czując, że ingeruje w twoją prywatność.

BMW Art Cars

 

©KonradSiuda
Roy Lichtenstein; 1977; BMW Art Car Collection; CSW; Warszawa; Fuji Across 100; Microphen; stock, Warsaw

Nieco z szuflandii, gdyż ekspozycja miała miejsce w 2014 roku w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie. Swoją wizję wyglądu sportowych samochodów bawarskiej marki prezentowali znani artyści. Roy Lichtenstein jak widać bardzo był przywiązany do rastrowych kropek pop artu. Pomysł ciekawy, bo czemu blacharka musi być jednolita? Jeżdżąca galeria sztuki nowoczesnej, choć jeżdżąca jest ona potencjalnie, bo nie bardzo wyobrażam sobie odszkodowanie za uszkodzony lakier przy okazji stłuczki. Ale może tylko ja jestem taki ostrożny. BMW pomalowane przez Roya Lichtensteina uczestniczyło w 24 godzinnym wyścigu Le Mans kierowane przez parę Herve Poulain i Marcel Mignot. Samochód zajął 9. miejsce w wyścigu i pierwsze w swojej klasie.  Na pomysł kolekcji wpadł właśnie Herve, który namówił w 1975 roku Caldera do pomalowania samochodu, którym on sam startował w Le Mans. Zaskoczeniem było dla mnie to, że tylko Calder i Andy Warhol ręcznie samochód pomalowali. Reszta twórców okleiła go folią. Chyba jestem staroświecki, bo uznaję wyższość własnoręcznie wykonanego dzieła. Ostatnim, póki co, eksponatem w kolekcji jest BMW M6 projektu Johna Baldessariego, które powstało w 2016 roku.

©KonradSiuda
Jeff Koons; 2010; BMW Art Car Collection; CSW; Warszawa; Fuji Across 100; Microphen; stock, Warsaw
©KonradSiuda
Jenny Holzer; 1999; BMW Art Car Collection; CSW; Warszawa; Fuji Across 100; Microphen; stock, Warsaw
©KonradSiuda
Alexander Calder; 1975; BMW Art Car Collection; CSW; Warszawa; Fuji Across 100; Microphen; stock, Warsaw
©KonradSiuda
Jenny Holzer; 1999; BMW Art Car Collection; CSW; Warszawa; Fuji Across 100; Microphen; stock, Warsaw

Warsztat odlewniczy Chattisgarth – analogowo

©KonradSiuda
Bronze figures, metalwork, Chhattisgarh, India
©KonradSiuda
Bronze figures, metalwork, Chhattisgarh, India
©KonradSiuda
Bronze figures, metalwork, Chhattisgarh, India

 

©KonradSiuda
Bronze figures, metalwork, Chhattisgarh, India
©KonradSiuda
Bronze figures, metalwork, Chhattisgarh, India
©KonradSiuda
Bronze figures, metalwork, Chhattisgarh, India
©KonradSiuda
Bronze figures, metalwork, Chhattisgarh, India
©KonradSiuda
Bronze figures, metalwork, Chhattisgarh, India

W stanie Chattisgarth są warsztaty odlewnicze, gdzie powstają figury z brązu. W zasadzie to nie jest brąz, bo metal jest mieszaniną nieżelaznego złomu, czyli tego co udało się zebrać. Metoda odlewania przypomina technologię „na wosk tracony”, jednak zamiast wosku Hindusi stosują asfalt. lepiej znosi tamtejsze upały i jest twardszy oraz bardziej odporny na manipulację. najpierw tworzą figurkę z asfaltu, potem oblepiają ją gliną. Większe i bardziej skomplikowane kształty są usztywniane pętami zbrojeniowymi, by forma nie złamała się podczas wytapiania smoły. Gdy forma już jest pusta zalewają ją metalem. Minusem używania asfaltu jest to, że trudno do końca wytopić go z formy. W związku z tym po osunięciu gliny zaczyna się żmudne czyszczenie odlewu z pozostałości smoły. Czasem figurka wymaga naprawy i uzupełnienia braków w odlewie. Powstają w ten sposób piękne rzeczy, takie jak na ostatnim zdjęciu

Wszystkie zdjęcia: Zeiss Ikon ZM + Zeiss Biogon 35 f2.8 na Ilford PAN100

 

 

 

 

Chciałbym mieć analoga, czyli list do św. Mikołaja

Zdarza się tak, że na człowieka chciejstwo spadnie z nagła i nieoczekiwanie. Fotografia analogowa owładnęła umysłem i mus powstał taki, że inaczej żyć nie idzie. Co się człowiek ruszy to słyszy tup, tup, i ten analogowy pomysł krok w krok za nim podąża. Nie da rady inaczej, trzeba kartkę wziąć i do św. Mikołaja pisać. Jeśli jednak akurat jest styczeń może nie ma co starca dręczyć przez 11 niesięcy tylko samemu prezent sobie sprawić. Pozostaje odpowiedzieć samemu sobie jakiż to aparat frajdę może sprawić największą. I tu krótki poradnik, jak w dcecyzji się nie omsknąć i maksimum radochy z prezentu uzyskać.

Trzeba sobie postawić kilka pytań, by zdiagnozować istotę dolegliwości.
Jaki format filmu 135 czy 120? (1 czy 2)
Załóżmy że 1, więc kolejne pytanie
Lustrzanka czy dalmierz? (3/4)
Załóżmy że 4, czyli dalmierz. Teraz powstaje kwestia ile posiadamy gotówki, szmalu, forsy czyli pieniędzy – dużo, mało czy bardzo mało? (5/6/7)

5. Jak chcesz dalmierz z autofokusem to musisz mieć pieniądze. Jedynym wyjściem jest Contax G1/G2. Doskonały sprzęt z doskonałą optyką Zeissa. Nowoczesny, ze wszelkimi bajerami, automatyką, pomiarem, przewijaniem filmu i zumowaniem wizjera. Jedynym chyba minusem jest to, że manualne ostrzenie zostało tam dołożone jako kwiatek do kożucha. Jest, i w dodatku jest do dupy. Szkła 16-21-28-35-45-90 i zoom 35-70. Cena za korpus zaczyna się od 250USD.

5. Bagnet M – KORPUS:
Bessa R2/Rollei 35 RF, Bessa R2a/2M/3a/3M/R4/4M – Nowoczesny korpus z pomiarem i automatyką ekspozycji i elektronicznę migawką. Wersje M mają mechaniczną migawkę. Różnią się głównie ramkami i wizjerem. Koszt – ok. 700 USD (nowe)

Zeiss Ikon ZM – Automatyka, pomiar, elektroniczna migawka i wielki wizjer. Dowód na to, że M7 ma cenę z kosmosu. Współczesny dalmierz niestety nieprodukowany już od roku, choć nowe egzemplarze można nadal kupić za ok. 1000 USD

Leica M1 (1959-64) – bez dalmierza, M2 (1958-68) – bez pomiaru, M3 (1954-66) – bez pomiaru, M4 (1967-75) – bez pomiaru, M5 (1971-75), Leica/Minolta CL (1973-76), M5 (1971-74), M4-2 (1978-80) – bez pomiaru, M4-P (1981-87) – bez pomiaru, M6 (1984-99), M6 TTL (1998-2002), Leica MP (2003->), M7 (2002 ->). Można powiedzieć, że od M5 zaczynają się współczesne Leiki, również od M5 (choć ta okurat nieczęsto występuje) ceny zavzynają rosnąć
Minolta CLE (1980-85)
Konica Hexar RF (1999-2003)
Ceny za minoltę CL/CLE zaczynają się od 400 USD, Konica RF, nieco wyżej, ok. 500, Leica M5 i wyżej to 1000 USD i wyżej. Ceny podaję orientacyjnie

OPTYKA:
Obiektywy są Leitza (Leica) plus Minolta i Konica, Voightlandera (Cosina) i Zeissa (produkowane w większości przez Cosinę) Kolejność cenowa od najtańszych – Voigtlander, Konica/Minolta, Zeiss, Leitz. Zakres właściwie podobny, bardzo szerokie szkła produkuje Voightlander od 12mm, choć poniżej 21 mm trzeba mieć zewnętrzny wizjer (standardowo 28mm to najszersza ramka, Bessa ma od 21mm).

Zakres wygląda następująco: 12-15-18-21-24-25-28-35-40-50-75-80-85-90-135.
Wyjątki: 40mm, bo takie ramki były w CL, CLE i Bessie to jedynie 5 szkieł (1 Leitz, 1 Voightlander, 1 Rollei (też Cosina) i 2 Minolty), 25 Voight, 80 Rollei, 85 Zeiss (2 szkła)
Do kompletu 3 pseudozoomy: szeroki Tri-Elmar F4 16-18-21mm i drugi Tri-Elmar f4 28-35-50.

6. masz mało forsy
Bagnet M39 (LTM)starsze Leiki (głównie III, IIIa, IIIf, IIIg). Aparaty starej daty :-). Ceny od 100 USD. Trzeba pamiętać, że mają swoje ograniczenia (wolna migawka), ale sprawne mogą przeżyć właściciela. Uważać trzeba na pseudoleiki, czyli przerabiane przez ruskich FEDy i Zorki, których zwłaszcza z faszystowskimi symbolami jest multum. Podróby są bardziej nazistowskie od prawdziwych Luftwaffe Leiek (wszędzie mają gapy).

Bessa R czyli Bessa R2 na wkręcane obiektywy. Nowoczesny aparat z pomiarem i automatyką ekspozycji. Pozostają jedynie używane. Cena od 150USD. Generalnie dobra opcja.

Canon (głównie 7/7s i P)  i inne starsze aparaty (mało ich i w sumie z powodu walorów kolekcjonerskich są drogie). Ceny od 150USD, i to raczej za Canony. Canon to nienajgorsze wyjście, na poziomie Leiki III.

OPTYKA: Starsze szkła Leitza, Canona, Nikona, Voightlandera, lub inne m39. Szkieł jest multum, w cenach od 50 USD, choć ceny mogą sięgać kilku tysięcy USD. Dla każdego coś dobrego, choć upolować sensowne szkło w dobrej cenie i świetnym stanie nie jest prosto. Tutaj sytuacja jest jak ze zdobywaniem kobiet: albo masz dużo czasu i mało pieniędzy albo mało czasu i dużo pieniędzy. Starsze szkła Leitza są równie dobre co współczesne (oczywiście nie APO), Voightlandery bardzo przyzwoite i w sensownych cenach, szkła Canona w doskonałej proporcji wartość/cena. Obiektywy Nikona można zapomnieć z powodu chorych cen dyktowanych przez kolekcjonerów. Do tego jest masa starych szkieł innych producentów o wartości od złomu do pereł.

Standard Dalmierzy Contaxa I, II, III i Contaxowo Zeissowa optyka na m39. Tylko stare, choć równie dobre jak Leikowe. M39 mimo, że wygląda tak samo, to nie da się zamienić. Helikoid w szkłach Contaxa jest w korpusie, a nie w obiektywie. Cena korpusu ok. 300 USD za Contaxa III. Powstało także body Na bazie Bessy R2 – Bessa R2C przystosowana do szkieł w standardzie Contaxa i do tego wypuszczono linię szkieł w tym standardzie.
Nikon (S1/S2/S3/SP, choć stare to drogie). Ceny Nikonów szybują wysoko. Dla człowieka robiącego zdjęcia bez sensu.

7. Masz bardzo mało forsy.
Ruskie wynalazki – FED, Zorki (standard Leitza) lub Kiev (standard Contaxa). Kupujesz, masz frajdę póki się nie zepsują. Jak mawiają dupy szkłem nie utrzesz. Możesz trafić doskonały egzemplarz, który będzie ci służył. I dobra. Albo trafisz śmiecia, który zepsuje ci radość z robienia fotek, nerwy i uszczupli zasoby finansowe. Warte tyle ile za niego zapłacisz, a jeśli dasz za aparat 20 USD to nie spodziewaj się rarytasu. Słowem – kupujesz na swoje ryzyko.
OPTYKA: Szkła są kopiami Leitza i Zeissa. Ruscy nic nie wymyślili. Rozrzut jakościowy gigantyczny. Smar często gęstnieje w mechanizmach, więc mogą wymagać czyszczenia. Jeśli chodzi o ceny – taniocha, ale jak moja babcia mawiała, za tanie pieniądze to psy mięso jedzą. Kup rób fotki i się ciesz. I nie próbuj naprawiać, bo zapłacisz więcej niż cena zakupu. Z ruskich dobre są pierogi i wódka. Ruski aparat to zło, ale zrobisz jak uważasz.
SUPLEMENT: Alternatywa to dalmierze stałoogniskowe na różnych poziomach cenowych od powiedzmy 150 złotych do powiedzmy 600. Jeśli chcesz sprawdzić czy dalmierz ci pasuje – polecam raczej stałoogniskowy – niski koszt całej próby, a jak się spodoba to może zostać. Pominąłem tzw. małpki analogowe, bo tego jest po kokarde.
Bez AF
Automaty ze stały obiektywem (brak manuala): Yashica Electro/Lynx, Contax T, Konica S3
Automaty z manualem: Minolta 7sII, Olympus RC, Olympus SP35, Olympus RD, Canon QL 17 G-III
Z AF i manualem
Konica Hexar AF

Wersja uproszczona, a ceny szacunkowe. I nie biorę odpowiedzialności za to co kupisz, a zwłaszcza za to, czego nie kupisz. I uściski dla św. Mikołaja :-).

Zeiss Ikon Box Tengor

©KonradSiuda
Zeiss Ikon Box Tengor. Aparat analogowy 6×9, 1928. ©KonradSiuda

 

Dawno, dawno temu, kiedy nie było jeszcze Googla, Facebooka, bo nawet komputerów wtedy jeszcze nie było, ludzie robili zdjęcia. A robili je takimi aparatami jak ten, czyli Zeiss Ikon Box Tengor. Model 756 był produkowany w latach 1927-1928. Prosty do bólu. O baterii nawet nie wspominam, bo baterie wtedy miał jedynie Reichswerha. Kupiłem takie dwa, sądząc, że jeśli któryś będzie uszkodzony, to z dwóch złożę jeden. W efekcie mam dwa sprawne. Bo i popsuć się nie ma co. To jest pure photography.

©KonradSiuda
Zeiss Ikon Box Tengor. Aparat analogowy 6×9, 1928.  ©KonradSiuda

Obiektywem nie ma co kręcić, bo nie ma czym kręcić. Jedna soczewka i tyle. Powłoki to ona posiada, głównie z kurzu i brudu z paluchów. Żeby nie było, że nie ma żadnego wyboru – owszem jest. Nawet większy niż w przypadku Forda T. Trzy (3) przesłony f11, 16 i 22 w postaci dziur wybitych w metalowej blaszce, którą to suwa się w górę i w dół wybierając jaką się chce. Czasy są dwa, a właściwie jeden (tak, teraźniejszy). 1/50 sekundy i B, czyli ile kto chce. Matryca się nie przegrzewa, zasilania nie zabraknie. Migawka nie jest centralna tylko najeżdżająca. Blaszka ze sprężynką najeżdża i zjeżdża. I to już cała mechanika.

©KonradSiuda
Zeiss Ikon Box Tengor. Aparat analogowy 6×9, 1928 ©KonradSiuda

Właściwie to jest jeszcze, jak to się ładnie nazywa, tor prowadzenia filmu. Nawet lepszy niż w Lomo, bo w przeciwieństwie do plastikowego badziewia nie przecieka. Zakładamy film na rolkę, obie wtykamy na ośki przytrzymywane blaszką i zamykamy pudełko. Pozostaje jeszcze przewinąć film. Kręcimy więc wichjstrem wystającym z lewej strony aparatu, aż w czerwonym okienku na tylnej ściance pojawi się cyfra 1. Tyle. Sprzęt gotowy do robienia zdjęć.

©KonradSiuda
Zeiss Ikon Box Tengor. Aparat analogowy 6×9, 1928 ©KonradSiuda

Celownik jest, a nawet są dwa. Pion i poziom. Trzeba się odrobinę wysilić, bo w wizjerze widać mniej niż we wzierniku zagładając człowiekowi do ucha (albo i gdzie indziej), ale bez przesady. Patrząc przez wizjer ukochana małżonka może być podobna do Wayne Rooneya (chyba, że ma warkoczyki, bo Ronney warkoczyki może mieć chyba ma klacie jedynie). Jednak na zdjęciu różnica będzie już ewidentna :-).

©KonradSiuda
Zeiss Ikon Box Tengor. Aparat analogowy 6×9, 1928. ©KonradSiuda

Z formatu 6×9 wychodzi 8 klatek na filmie 120. Skrzyneczka waży mniej od wielu miniaturowych kompaktów. A nawet jak upadnie to nic mu nie będzie. Trzeba pamiętać, że ponieważ nie ma regulacji ostrości i fotki robimy na hiperfokalnej, to bliski portret będzie nieostry. Ale każdy sprzęt ma swoje ograniczenia. No to jakieś podsumowanie wypada zapodać. Będzie ono tendencyjne, bo taką mam tendencję.

Podsumowanie:
+ Duży format jak na tak małą skrzyneczkę
+ Brak zasilania, więc nie będzie komunikatu „no power”. Zresztą i tak go nie będzie bo nie ma ekranu.
+ Nie dotyczą go narzekania na wady optyczne obiektywu, bo ten ma same wady. Na szczęście tylko optyczne.
+ Back focus nie występuje. Front focus jak najbardziej. Wszystko co z przodu aparatu jest „in focus”.
+ Nie ma narzekania na skomplikowaną guzikologię i trudną obsługę. Jeśli ktoś ma problem to znaczy, że powinien poprosić o pomoc swojego kota. Tylko nie wiem czy kot będzie chciał się zniżyć do jego poziomu.
+ Odporność mechaniczna na poziomie zabawki dla dziecka lat 2. Nie do zepsucia. Przez dorosłego. W rękach dziecka powinien wytrzymać kwadrans.
+ Tryb wielokrotnej ekspozycji dostępny od ręki. Wystarczy zapomnieć przewinąć kliszę.
+ Dwa celowniki! Ci, którzy mają zeza rozbieżnego mogą zobaczyć kadr poziomy i pionowy za jednym zamachem.
+ Można go samemu naprawić. Rozłożenie i złożenie zajmuje kwadrans. Jak zostały ci na stole części to znaczy, że inżynierem nie zostaniesz. Jeśli nie dałeś rady go rozkręcić, zapoznaj się z instrukcją obsługi śrubokrętu. Wyrazy szacunku dla małżonki. To musi być wyjątkowa kobieta.

– Nie robi kawy.

No i na koniec kilka obrazków ze stolicy, zarejestrowanych skrzyneczką.

©KonradSiuda
Warszawa, ZeissBox Tengor, 6×9 ©KonradSiuda
©KonradSiuda
Warszawa, ZeissBox Tengor, 6×9 ©KonradSiuda

Darjeeling Train – pociągiem pod Himalajami cz.4

©KonradSiuda

©KonradSiuda
©KonradSiuda, Indie, India, Darjeeling, steam train, lokomotywa

Poróż koleją parową to porót do przeszłości. Lokomotywa rusza powoli, pośród syku uchodzącej pary, uderzeń dymu z komina, gwiżdżąc i sapiąc. Maszynista z pomocnikami wciąż krząta się wokół maszyny. Wszystkie te czynności, które trzeba wykonać, by lokomotywa ryszyła. Gałki, pokrętła i wajchy i manometry. To bardziej skomplikowane niż przekręcenie kluczyka. Wszystko to musi zagrać razem i wymaga starania. To jakaś forma rzemieślniczej perfekcji.

©KonradSiuda
©KonradSiuda, Indie, India, Darjeeling, steam train, zdjęcie z pociągu
©KonradSiuda
©KonradSiuda, Indie, India, Darjeeling, steam train, zdjęcie z pociągu
©KonradSiuda
©KonradSiuda, Indie, India, Darjeeling, steam train, zdjęcie z pociągu

Ja odkryłem w takiej jeżdzie coś wyjątkowego – przyjemność z samego podróżowania. Nie jest istotne jak szybko porusza się pociąg i czy zdąży na czas. Stacja docelowa jest tylko finalnym momentem wojażu, jego ostatecznym zwieńczeniem. Przystanki po drodze dla uzupełnienia wody w lokomotywie zaminiają się w krótkie pikniki. Ludzie wychodzą z wagonów, robią zdjęcia i rozkładają się z kanapkami na trawie. Potem gwizd i wszyscy pakują się na powrót do wagonów. I znów stukot kół i świat mija nieostry za oknami. Ludzie mijają pociąg pozdrawiając jadących. Ma się wrażenie oglądania filmu z życia codziennego. Seans kończy się wraz z dotarciem do celu. Nie ma potrzeby spoglądania na zegarek.

©KonradSiuda
©KonradSiuda, Indie, India, Darjeeling, steam train, lokomotywa
©KonradSiuda
©KonradSiuda, Indie, India, Darjeeling, steam train, zdjęcie z pociągu
©KonradSiuda
©KonradSiuda, Indie, India, Darjeeling, steam train, lokomotywa

Darjeeling Train – pociągiem pod Himalajami cz.3

©KonradSiuda

©KonradSiuda

©KonradSiuda

Jeśli kto chce przejechać się parowym pociągiem, to przyjemność taka kosztuje 360 rupii. Bilet jest sprzedawany na trasę Darjeeling – Ghum – Dajeerling. W ciągu dnia są 4 pociągi, O 8.00, 10.40, 13.20 i 16.00. Pociąg o 8 może być ciągnięty przez lokomotywę dieslowską, więc jeśli frajda ma być pełna trzeba wybrać późniejszą godzinę wycieczki. Po drodze do Ghum lokomotywa, by pokonać wzniesienie, pokonuje pętlę Batasia Loop. Na 10 minut zatrzymuje się przy pomniku Gurkhów – żołnierzy z Himalajów, którzy oddali życie w służkie armii wolnych już Indii. Z okolic pomnika rozpościera się piękny widok na panoramę masywu Kanczendzongi, hinduskiego ośmiotysięcznika. Parwóz dociera do  Ghum po 50 minutach. Jest to najwyżej położona stacja kolejową w Indiach, leży bowiem na wysokości 2258m n.p.m. Na stacji postój trwa 30 minut. Można w tym czasie zwiedzić muzeum kolejowe, do którego wchodzi się za okazaniem biletu na przjazd kolejką. Można też powłóczyć się po miasteczku lub wypić herbatę (w końcu to Darjeeling, więc gdzie pić herbatę jak nie tu). Powrót zajmuje kolejne 50 minut.

©KonradSiuda

©KonradSiuda

Tory biegną głównie wzdłuż drogi do Darjeeling, która i tak jest wąska, więc jadąc można zaglądać kierowcom do samochodów. W mieście tory są ledwie na tyle odsunięte od ścian domów, by zmieściły się wagony. Zakupy odbywają się na torach. Sprzedawcy słysząc gwizd zbliżającego się pociągu zabierają krzesło, na którym siedzieli, a gdy lokomotywa minie, siadają na torach na powrót. Himalaya Train jest wrośnięty w krajobraz miasta. Sama przejażdżka słusznie nazywa się „Joy ride”. Frajda jest niemała, zwłaszcza, że na postojach można obserwować z bliska obsługę parowozu krzątającą się wokół masyny. Można rozkoszować się górskimi panorammi i widakami herbacianych pól. Pociąg porusza się niespiesznie, więc nie ma niebezpieczeństwa, że ucieknie zostawiając nas przy torach.

Darjeeling Train – pociągiem pod Himalajami cz.2

Indie, India, Darjeeling, Train, pociąg, lokomotywa

Indie, India, Darjeeling, Train, pociąg, lokomotywa

Indie, India, Darjeeling, Train, pociąg, lokomotywa

Darjeeling Himalaya Railway łączy New Jaipalguri z Darjeeling. trasa ma tylko 78 km i pokonuje 100 .różnicy poziomów. Budowę linii wąskotorowej rozpoczęto w 1879, a ukończono w 1881. Lokomotywa i wagony wyglądają jak zabawki. Rozstaw torów wynosi zaledwie 61 cm, więc i parowóz i wagony są malutkie. Połączenie pomiędzy New Jaipalguri i Darjeeling obsługują współczesne lokomotywy napędzane silnikami Diesla. Przejażdżka składem ciągniętym przez stary brytyjski parowóz DHR 778  jest wycieczką do Ghum i z powrotem. Nie da się nawet kupić biletu w jedną stronę. W Ghum pociąg stoi około godziny dając podróżnym szansę na spacer po miasteczku, a potem wraca tą samą trasą do Darjeeling. Wcześniej podróż była dłuższa, do Siliguri, jednak w 2010 roku z powodu obsunięcia się zbocza góry tory zawisły w powietrzu i kolejka jest więźniem na górnej części trasy. Nie wiadomo jak długo potrwa naprawa torów, więc pozostaje wybrać się na krótszą przejażdżkę.

Darjeeling Train – pociągiem pod Himalajami, książka

Zdjęcia publikowane w poprzednim odcinku są wyborem z 22 ilustracji książki. Same zdjęcia jak i wiersz w środku są mojego autorstwa. Format to 20 x 24 cm, z rozłożona harmonijka ma 2,60 metra długości. Cała książka (a zwłaszcza tekst) powstała dla pięcioletniej panny Jadzi, czyli mojej siostrzenicy. Dzieło zostało przez szacowną odbiorczynię zaakceptowane i buziaka otrzymałem 🙂

Parowóz książka book

Parowóz książka book

Parowóz książka book

Skoro odbiorca się ucieszył to ja także.